Prywatne szkoły w Afryce

Jacek pisze o prywatnych szkołach w Afryce. Szkoła Johna to nie wyjątek. Takich szkół jest tysiące. Szkoły prywatne nie są tyko dla bogatych.

„Czy ktoś mógłby pozwolić sobie w biednej dzielnicy na zapłacenie czesnego?” Z pewnością każdy z nas zadaje sobie takie pytanie.”Podobnie myślał kiedyś James Tooley, brytyjski badacz fenomenu małych prywatnych szkół w krajach rozwijających się. Zmienił zdanie, kiedy wjechał do slumsów w Indiach i zauważył ogłoszenie o prywatnych szkołach. W swojej książce „The Beautiful Tree: A personal journey into how the world’s poorest people are educating themselves” zabiera nas w podróż po małych szkołach prowadzonych przez miejscowych przedsiębiorców, począwszy od afrykańskich slumsów a skończywszy na górach Gansu w Chinach. W barwny i odkrywczy sposób opisuje, jak ducha przedsiębiorczości i miłości rodziców do swoich dzieci można znaleźć w każdym zakątku świata, gdzie nikt nie żałuje pieniędzy na edukację własnych pociech. Nawet do głowy im nie przychodzi, że mógłby to zrobić za nich ktoś inny”.

Cały artykuł u Jacka na blogu „Wygląd nie jest najważniejszy”.

Wcześniej Jacek pisał już o prywatnej szkole Brigid Musonda w dzielnicy Chawama Lusace dla 270 dzieci w artykule „Zambijski duch przedsiębiorczości”

(…) W afrykańskiej ziemi znajdują się bogactwa naturalne z całej tablicy Mendelejewa, ale bogactwo uprzemysłowionych krajów – jak słusznie pisał papież – nie zależy od tego typu własności. „Głównym bogactwem człowieka jest wraz z ziemią sam człowiek” (Jan Paweł II, Centesimus annus 32)